W
niedziele szanujące się małżeństwa zazwyczaj chodzą do kościoła. A my z Zofią w
ostatnią niedzielę poszliśmy do burdelu.
A jak! A co! Trzeba łamać konwenanse.
Chociaż iść z żoną do burdelu, to znowu nie do końca taki wielki grzech...
No
dobra… Naprawdę to poszliśmy do teatru WARSawy. Na bal w burdelu czyli „Pożar w
burdelu odc. 10”.
I choć ostatni raz w burdelu byłem (niech szybko policzę) jakieś kilkanaście
lat temu, to poczułem się tam… jak w domu. Nie wstydzę się tak napisać, bo to
burdel artystyczny jest. A w zasadzie kabaret w najlepszym, klasycznym stylu.
Bardzo
dobre, inteligentne (!), nieco absurdalne i przede wszystkim zabawne teksty,
aktualne komentarze, fajne piosenki, muzyka na żywo i baaaardzo dobre wykonanie
całości. Trochę się działo: była HGW (świetny moment jak aktorzy chodzą i
śpiewają „we don’t need no referendum” na melodię „Another Brick In The Wall”),
Duszpasterz Hipsterów (klasa), Domki Fińskie, Podpalacz Tęczy, Mały Powstaniec,
roznoszenie kieliszków z Żołądkową wśród publiczności czy Betty Q, która kręci
cyckami jak nikt.
Kapitalny był Andrzej Konopka jako prowadzący bal burdel-tata,
a zwłaszcza jako Duszpasterz Hipsterów, zajebisty Maciej Łubieński śpiewający
„Jestem ostatnim hetero seksu mam zero” czy Mariusz Laskowski m.in. z piosenką
„Balon Orandż”.
Jednak OPa zachwyciła najbardziej Ania z Polski czyli Anna
Smołowik, która oprócz faktu, że jest atrakcyjną kobitką ze świetnymi nogami,
to przede wszystkim bardzo dobrą aktorką z genialnym „body lengłydż” – jej
taniec do piosenki „Chcę na etat” rozwalił wszystkie OPowe tatuaże. Nie
mówiąc o kultowej już pieśni „Ryan Gosling” . Na tubie nie ma co
prawda aktualnej wersji tego songu, ale ta stara też jest cool:
Jak
kto z Warszawy, a jeszcze nie był, to polecam gorąco. Blisko dwie godziny czadowej
zabawy!