Ponieważ pod ostatnio opublikowanym tu postem pojawiły się ohydne insynuacje blogowych łże-elit działających zapewne z polecenia salonu lub innych kręgów sympatyzujących z ekipą rządzącą, że rzekomo OP nie był w Jarocinie, w związku z tym Redakcja Bloga, po burzliwej naradzie postanowiła odtajnić materiały IPN i opublikować dwa zdjęcia operacyjne wykonane przez agentów ubecji w 1994 roku podczas Festiwalu w Jarocinie, na których widać mniej lub bardziej wyraźnie, iż OP tam jednak był.
Bo nikt nie będzie nam wmawiał, że białe jest białe a czarne jest czarne!
Oto dowody, oto fakty:
A teraz Końkurs Bez Nagród - kto wie gdzie na tych dwóch zdjęciach jest OP?
28 września 2012
26 września 2012
Mój koń, mój koń, mój koooń...
Tym
ma taką zabawkę, którą dostał od swojego ukochanego Dziadzia – traktor z
przyczepą. Na traktorze za kółkiem siedzi miś w kapeluszu komboja, który po
wciśnięciu w fotel zaczyna śpiewać głosem rasowego wokalisty country „Tida tida
rata ta taj i ja i ja o!” i takie tam inne. Natomiast na przyczepie jedzie silna
ekipa w składzie: kura, świnia, krowa, owca, koń.
Każde
z tych zwierzątek gdy się je włoży w odpowiednie wgłębienia w przyczepie,
wydaje z siebie właściwy odgłos.
Tyle
tytułem wstępu. Teraz już samo gęste.
OP
bawi się z Tymem tymże traktorem z przyczepą. Po kilku minutach Tymianek zrywa się
do sprintu na czworakach i pędzi do pąkoju Zu bo usłyszał, że siostra włączyła
sobie muzę, a Tymi strasznie lubi tańczyć. A więc pędzi, a OP woła za nim:
-
Synu! Chodź, pokaże ci jak się wkłada konia.
Na
co z kuchni wychyla się Zofia i mówi:
-
Nie sądzisz, że to jeszcze trochę za wcześnie?
KURTYNA.
PS.
Sponsorem dzisiejszego pościaka jest Pan Witek Gość z Atlantydy, z którym w 1994
roku na Festiwalu w Jarocinie miałem przyjemność spożyć wino owocowe sztuk
jeden, a w tzw. międzyczasie Witek wykonywał poniższą pieśń:
23 września 2012
Na siedem lat w Kurze obiad!
W związku z naszą minioną niedawno rocznicą tzw. Porozumień
Wrześniowych i zgodnie z tradycją jaką przyjęliśmy jednogłośnie aby ten dzień
święty święcić, wybraliśmy się całą czwórką do nowej knajpy o nazwie „Kura
Domowa”. Żeby Zofia mogła się czuć jak u siebie. He He He He!
To był oczywiście żenujący żart prowadzącego tego bloga. A
teraz do rzeczy.
Wybraliśmy się tam, w ogóle nie kierując się nazwą, a
trzema następującymi przesłankami:
a)
dają
dobrze jeść
b)
są
nastawieni na dzieci
c) są
niedaleko od nas
Teraz uwaga na kubeczki smakowe, bo będzie o żarciu!
Pasza tam pyszna. Wciągnęliśmy na przystawkę pierożki
nadziewane twarogiem i szpinakiem, podane na kremowym sosie z dodatkiem szałwii
(pierożki smaczne, ale sos, oł maj gasz, dosłownie poezja!). Po czym jako dania
główne: Zofia zastosowała filet z łososia zapiekany z crustem z suszonych
pomidorów, podany z grillowaną cytryną i ciepłą sałatką z ogórka i cukinii oraz
puree ziemniaczanym (próbowałem, bardzo dobre, zwłaszcza te ogórki z cukinią
ładnie się komponowały z łosiem, może jak na mój gust miłośnika pyr za mało
było tego puree, ale Zofii stykło); Zuzanna Zofia zażyczyła sobie naleśniki z
Nutellą z prażonymi migdałami i pomarańczami (wiadomo, czekoladę mogła by
wtryniać wagonami, niestety OP urobił się wygrzebując jej migdały, których
damessa nie chciała była spożywać nie wiadomo czemu); a OP jako niepoprawny fan
placków ziemniaczanych w każdej postaci zapodał placek ziemniaczany z kremowym
sosem ze szpinaku, cukinii oraz pieczarek, podany z kwaśną śmietaną (i choć to
danie wegetariańskie, a OP przecie mięsożerca, to był swoim wyborem zachwycony
zwłaszcza, że porcja była gigantyczna, a danie mega sycące.)
Poza tym, że karmią pysznie, a porcje tam srogie, to
jeszcze nie jest drogo.
Teraz kwestia nastawienia na dzieci – w Kurze mają osobną
salkę dla kidsów. Przeszkloną (siedzisz, wciągasz i widzisz co tam gnojce
wyprawiają), wyposażoną w zabawki, kredki, kartki do rysowania, tablice na
ścianie do mazania kredą, książki itp. Dodatkowo w sali głównej na parapetach
leżą różnego rodzaju gry planszowe, w tym nasz ukochany Dixit!
Natomiast co do lokalizacji – są blisko od nas (10 minut
samochodem), ale strasznie daleko od Centrum Wawy i na lekkim wypizdowie (bo to
w końcu Międzylesie), co może być gwoździem do trumny tej knajpy w przyszłości,
bo kto tam będzie dojeżdżał? No chyba, że lokalsi będą przyłazić systematycznie
i napędzać koniunkturę, czego Kurze serdecznie życzę, bo to naprawdę fajne
miejsce z dobrą kuchnią i my się tam jeszcze wybierzemy. Jedynie właściciele
jacyś tacy zblazowani i mało otwarci byli, ale może trafiliśmy na jakieś ciche
dni alboco! Reasumując warszawiakom polecam http://www.kuradomowa.net/
PS. W związku z tym, że to już siódma
rocznica była (pierwszy kryzys tuż tuż jak piszo w mądrych ksiunżkach), to nam
tak odbiło żeśmy sobie puścili dvd ze ślubu. W sumie to Zuzia chciała, bo ona
jeszcze wciąż siedzi w tych klimatach ślubno-weselnych (cyt. „Ja
to nigdy nie będę miała męża – nigdy!”). No i tak siedzimy i oglądamy
(głównie na podglądzie) doszło do składania życzeń, patrzymy i komentujemy
składających nam życzenia: „Rozwiedli się”, „Rozwiedli się”, „Nie
żyje”, „Rozwiedli się”, „Też nie żyje”, „W separacji”, „Rozwiedli się” „Eee
wyłączamy, nie oglądamy dalej”…
Kurwa, przecież to dopiero siedem lat!
Smutne.20 września 2012
The World In 2 Minutes.
Ja tam tego jeszcze nie widziałem, a Wy?
Tak nas widzą.
Ruscy mają jeszcze lepszą wizytówkę!
Zresztą polecam całą serię, świetne!
Tak nas widzą.
Ruscy mają jeszcze lepszą wizytówkę!
Zresztą polecam całą serię, świetne!
18 września 2012
Zu - po prostu tańcz!
Dodam, że Zu zazwyczaj jest nieśmiała, zwłaszcza gdy w otoczeniu jest dużo obcych osób, a tu nagle taka zaskoczka. Rodzice, ciocie, wujki, inne dzieci - obtańcowywała wszystkich! A najwięcej dawała z siebie kiedy pojawiał się Pan Z Kamerą. Oj, będzie z nią wesoło w przyszłości...
Poniżej jeden z krótkich dowodów. Co prawda tu akurat nie ma żadnej z "solówek" Zu, które (musicie OPu wierzyć) obfitują w wiele zaskakujących kroków, figur i układów, ale to jedyny filmik, który nie godzi w dobra osobiste osób trzecich i nie grozi mi procesem ;)
Problemów wychowawczych nie sprawił również Ojciec Prowadzący, który o godzinie 1:00 poszedł się zdrzemnąć na chwilę(!) do pąkoją, gdyż miał okresowe low battery (ale nie myślcie sobie czasem że się upił, o co to to nie, po prostu permanentne przemęczenie materiału) i obudził się o 4:00 gdy w zasadzie było już pozamiatane.
Za to Zofia... fiu, fiu... Zofia pokazała, że odkąd nie musi karmić Tyma jej możliwości są nieprzeciętne.
Suma sumarum wesele na medal - Tymian poznał nowinki techniczne, Zofia się wybawiła, Zu wytańczyła, a OP wyspał.
9 września 2012
O dziuni co bilet zgubiła i wybielaniu analnym.
W piątek proszę Państwa wracałem
transportem miejskim z Huty do Hacjendy. W autobusie nr 117 przyuważyłem ja
okiem swym sokolim, jak jednej takiej dziuni wypadł był z kieszeni bilet, w
momencie gdy wyjmowała swojego smartfonosa z kieszeni pulowerka. Bilet sfrunął
na podłogę jak jesienny liść, a dziunia niepomna dziejącego się nieszczęścia,
coś tam paluszkiem w smartfonosa poczęła stukać. Jako że od dziecka jestem
dobrze wychowany małomiasteczkowy cham oraz dżentelmen w każdym calu, to
zawinąłem hokejką pod dziunię, bilet ciach z podłogi i do lasi zagaduję po
warsiawsku zdrabniając – „Bilecik pani wypadł” „To nie moje!”
Odpowiedziała dziunia błyskawicznie. „Ależ pani, proszę” rzekłem
byłem grzecznie i bilet do niej wyciągam. „TO NIE JEST MOJE!!” drukowanymi
odparowała mi wyraźnie poirytowana dziunia. O ty w wybielony anal* dęta dziuniu
jedna! Pomyślałem bo ta irytacja i mnie się udzieliła aczkolwiek nerwa biorąc
na wodze i wkurwienie wewnętrzne powstrzymując nadal grzecznie raczyłem jej
sytuację niedawną wytłumaczyć: „Wyjmowała Pani telefon z kieszeni i razem
z nim ten bilet Pani wypadł. To pani.” Na co dziunia na srogim fochu
bilet mi z łapy wyszarpnęła, burcząc coś pod nosem „Już dobrze,
dobrze...” po czym gdy tylko na miejsce swoje pod kasownikiem wróciłem,
na oczach mych ostentacyjnie podarła go na drobne kawałeczki. Serioza!
A to dobry bilet był.
Dziwne są te dziunie...
Teraz żałuje, że go jej
podniosłem – nawet ładna nie była!
* Kilka dni temu dowiedziałem się
od mojej szanownej siostry Dags, że są ludki, które robią sobie wybielanie
analne, czyli cytuję za Wikipedią - wybielanie skóry wokół
odbytu stosowane przez ludzi o jasnej karnacji, w celach kosmetycznych.
Najpierw myślałem że to żart, później zapytałem „Ale po co to komu?”
a później zapadłem w stupor i nucąc sobie pod nosem „Dziwny jest ten świat”
udałem się byłem na emigrację wewnętrzną.
No kurwa mać, wybieliliście byście sobie odbyt?!?
3 września 2012
Z ostatniej chwili.
Niedziela. Wypuścilim się na tzw. „miasto”. Zasiedlim akurat
we „Wrzeniu świata” (genialna knajpa dla moli książkowych, ale nie tylko -
polecam!).
I taka akcja: OP z Tatą Markiem zamawiają sobie przy barze drugą
kolejkę ukraińskiego cydru. Zu obok, na obrotowym krześle, kręci się w kółko -
patrzy na dwie siedzące niedaleko atrakcyjne dziewczyny, łapie z nimi kontakt
wzrokowy i zaczyna na głos tonem przechwalająco-zachęcającym:
- A mój tata… to lubi najbardziej miodowe… lubi pić piwko…
i Borussię! Lubi oglądać mecze bardzo… no i jeszcze czytać książki!
Dziewczyny śmieją się, spoglądają zaciekawione na OP - OP
pali buraka.
KURTYNA
PS. Kiedyś pisałem, że na malutką Zu można
by spokojnie głuszyć panny. Ale żeby sama z siebie łowiła dla ojca?!?
Subskrybuj:
Posty (Atom)