28 sierpnia 2012

Tymi kończy dziś rok!!!


Fanfary!!! Fajerwerki!!! Ogólny szał!!!


PS. Póki co nic nie piszę, bo mam niekorzystny biorytm, tendencje dołerską i wszystko chuj!

10 sierpnia 2012

Jak Tymon Mikołaj odnalzł TO CÓŚ!


Jakiś czas temu nadejszła w końcu wiekopomna chwila - Tymon Mikołaj kapnął się, że ma między nogami… CÓŚ!

Zażywał był akurat wieczornych ablucji  gdy ręka jego - zapewne odbierając tajemniczy impuls płynący wprost z jądra kresomózgowia - jakoś tak sama poleciała mu w dół i natknęła się na... TO!
Na co Tymon Mikołaj o dominującej nad innymi cesze odważnego odkrywcy, najpierw przez moment ciut się zdziwił, a zaraz potem zaczął był TO CÓŚ dotykać, gładzić, szarpać, podpatrywać, jednym słowy - dziwić się temu wielce.

Po kilku chwilach dokładnej obdukcji godnej naukowego badacza, (za przeproszeniem) członka The Royal Society w Londynie, złapał TO CÓŚ w garść, naciągnął niczym gumę od procy i puścił, aż strzeliło o lustro wody z donośnym pluskiem! 
W tej samej sekundzie spojrzał był na swoją Mamę i Tatę (występujących w roli niemych świadków tego znamienitego odkrycia, które, o czym jeszcze on Tymon Mikołaj nie wie, odmieni jego życie o 180 stopni) uśmiechnął się do nich cały szczęśliwy i wyrzekł nie kryjąc dumy jedno słowo: Kukak!*

* Kukak - etymologia słowa wskazuje, iż powstało ono prawdopodobnie z połączenia dwóch określeń dotyczących penisa, a mianowicie z połączenia wulgarnego "kutasa" i potocznego "siuraka".


7 sierpnia 2012

Oksa Skansen Resort

Jezdem aktualnie po morderczym weekendzie z Drużyną A. Dopiero dziś doszedłem byłem do się. A było to tak…
Swego czasu friend mój serdeczny Misiek z Hiszpanii miał pomysła, żebyśmy się spotkali na weekend w jakimś „wakacyjnym kurorcie” w okolicach Gosiewa, jak oni będą akurat z gospodarską wizytą w Polszy. I tak zrobilim. Za „wakacyjny kurort” robił „ośrodek wypoczynkowy” w Oksie, do którego jeździliśmy kiedyś jakoś dzieci, tudzież późne podlotki. „Ośrodek”, który czasy swej świetności przeżywał gdzieś w okresie panowania króla Edwarda Gierka, a od tamtego czasu nie za wiele się w nim zmieniło. Tata Marek, który przyjechał jednego wieczoru w odwiedziny rzekł był nawet – „Ale skansen! Mieszkacie w skansenie. Powinniście mieć skóry i maczugi!” Ale nam to zbytnio nie przeszkadzało – co tam miejsce, ważne towarzystwo. A to było przednie, od piątku do niedzieli przez Oksę przewinęli się: rodzina Dudixów, Bosska Dags,  Ilona + Bartuś, Azylia z Dominikiem, Czołgista z Moniką, Jerry, Tata Marek oraz stali rezydenci czyli matka chrzestna blogaska Matylda, rodzina Miśków i rodzina Majkolsów.

Trochę się działo.

Niezwykle miło spędziliśmy czas. To po pierwsze i najważniejsze. Z dziećmi i ze sobą nawzajem. Tak jak to kiedyś bywało, za czasów kiedy jeszcze nie mieliśmy latorośli, nie rozjechaliśmy się po całym świecie i kiedy w ogóle mieliśmy więcej czasu.
Poza tym było wesoło – ale to wiadomo, z Drużyną A zawsze jest wesoło.
Poza tym wybawiliśmy się z dzieciakami na lądzie i we wodzie (zwłaszcza) – Zu była już lekko sinawa, ale krzyczała że jeszcze!
Poza tym nagadaliśmy się po pachy.
Poza tym nagrillowaliśmy się po migdałki - jadłospis na te trzy dni był stały: dla dzieci na pierwsze krupnik (Zofia ugotowała całe wiadro) na drugie dla wszystkich coś z grilla. Krupnik-grill, krupnik-grill, krupnik-grill. Do wyrzygania. A dookoła skansen. Ale nikt się nie skarżył.
Poza tym nagraliśmy się w Dixita (jakiś miesiąc temu OP zakupił tą planszówkę zafascynowany jej zajebistością – polecam wszystkim, kapitalna gra http://www.planszomania.pl/rodzinne/1713/Dixit.html) Pierwszego wieczoru Misiek (Biały Króliczek) nie miał sobie równych, natomiast wieczoru drugiego rzutem na taśmę zwycięzcą został OP (Różowy Króliczek).
Poza tym opiliśmy się bursztynów jak bąki – zwłaszcza Misiek z OPem. A wyniki padały mistrzowskie!
Poza tym wspomniani wyżej piwosze w okolicach godziny drugiej w nocy chadzali codziennie zażywać kąpieli w Oksowym akwenie. Czujecie powagę i zajebistość tej chwili: cisza jak makiem, noc, las, woda, zacnie świeci łysy, a ty kąpiesz się nago jak cię Pon Bócek stworzył w cieplutkiej wodzie. Wrrrrr! A zaraz potem obowiązkowa piana, oficjalne podsumowanie dnia i w okolicach trzeciej rano sru na kojo.

No i w ogóle i w szczególe było zajefajnie. Tyle tylko że intensywnie pod każdym kątem i OP wczoraj był bliski zejścia, a nawet na kilka sekund zasnął w Hucie za biurkiem! No główka sama poleciała...

A na koniec - gag wyjazdu. Matka chrzestna blogaska Matylda pierwszej nocy poszła była, po zaciekłej grze w Dixita spać do swojego domku, po czym niespodziewanie wróciła za jakieś dziesięć minut i z rozbrajającym uśmiechem rzekła, pokazując na swe wypasione kalosze: „Niestety ale sama to ja tych kaloszków nie zdejmę” Okazało się, że... zassało jej nogi! 
Jak już się porządnie wyśmialiśmy, to OP nie bez problemów kaloszki z Matyldy w końcu ściągnął.