Autentyk z apteki (świadkiem zdarzenia była Zofia - a ona jak wiadomo jest bardziej wiarygodna niż OP, ten stary ściemniacz)
Młoda dziewczyna do pani farmaceutki:
- Poproszę test ciążowy.
- Jaki?
- Najlepiej ujemny.
PS. Kto ile wciągnął pączków? OP skromne 3 sztuki, ale w Hacjendzie czeka na mnie pudełko faworków!
27 lutego 2014
23 lutego 2014
Z ostatniej chwili
Co było robić - zacząłem kumkać...
18 lutego 2014
Sralis mazgalis
No dobra – melduję, że żyję!
A więc… eeee… khmm… noo…
będzie chaotycznie przypuszczam… to było
tak. Straciłem zapał. Straciłem fun. Wyprztykałem się ogólnie rzec biorąc, mówiąc oraz krótko pisząc i czekałem
aż nadejdzie ta, no - wena. Po czym wena nie nadejszła. Ani w grudniu, ani w
styczniu, ani w lutym. I tak jakby nie było kompletnie o czym pisać. No bo o
czym?
O tym że prawie mi wydawnictwo padło i prawie byłem bez roboty i nerwówka
była straszna zwłaszcza, że to święta i koniec roku beł?
O tym że się
starałem o nową pracę i wszystko się przeciągało niemiłosiernie, ale choć z
oporami, to szło w dobrym kierunku, aż doszło i już byliśmy dogadani i dopięci
na wszystkie guziki w paltociku, aż tu mnie nagle powiedzieli – robisz u Nasz
ale zamykasz bloga książkowego na naTemat, bo jest proszę kolegi konflikt
biznesowo-korporacyjny, na co ja rzekłem byłem, że ok zamknę, ale dajcie mi
robić to samo (pisać o książkach) nawet za darmo ale gdzieś u Wasz, a oni na
to, że u nich to „z kulturą jest raczej kiepsko” (dodam tylko, że mówimy o
jednym z największych i
najpopularniejszych przedstawicielu mediów w Polandii) ale pomyślą. Pomyśleli i
nic nie wymyślili konkretnego tylko mydlili gały, na co ja przemyślałem i
podziękowałem. Może i jestem idiotą ale trudno, co zrobisz nic nie zrobisz, na
głupotę nie ma rady.
Albo może miałem pisać o tym, że tuż przed świętami wzięła i
pierdolnęła nam rura od wody gdzieś w ziemi czystej ojczystej zlokalizowanej
pod Hacjendą i nie mieliśmy jej wcale, tej wody i wycofaliśmy się na z góry
upatrzone pozycje do Gosiewa chyba na dwa tygodnie, a tam przecie nie mam
Interneta no to nie miałem nawet jak pisać i mam na to zaświadczenia. A z tą
wodą to były takie jupy, że chciano nam pruć podłogę, łazienkę tudzież inne
wykopki robić, aż szwagier mój szanowny i w takich sytuacjach nieoceniony,
wziął i znalazł inne rozwiązanie mniej szarpiące portfel i się udało. Ale
wszystko trwało i wkurwienie sięgało zenitu bo tu święta, koniec roku a tu
podobno nie ma pracy, naprawdę nie ma wody i w ogóle syf, kiła i zapalenie
woreczka żółciowego.
A skoro już jesteśmy przy chorobach to co może miałem
pisać, że Zofiję trafił wyrostek robaczkowy, któren się jej wziął i rozlał
nawet i była w ćpitalu na zabiegu (choć jak dla mnie to to była operacja bo
przecie pełna narkoza i dziura w brzuchu, ale ja tam jestem hipochondryk i się
nie znam) a później leżała w nim przez kilka dni. W tym ćpitalu. Że o nie
wymagających hospitalizacji chorobach dzieci nie wspomnę – cały styczeń w domu
my przesiedzieli jak za okupacji, bo a to oskrzela, a to zapalenie ucha, a to
inny wajrus.
W ogóle ten przełom roku to była chujnia z grzybnią i różne
inne kryzysy i choćbym miał wenę, to nie miałem co pisać – przecież Majkols to
jest blog różowy od maleńkości, tu się pisało jedynie rzeczy wesołe,
optymistyczne i zabawne a tu kuźwa tylko „przyjdzie Mordor i nas zje” był. Do
dupy.
No dobra, było jedno wydarzenie optymistyczne. Mogłem się
przecież pochwalić, że mnie zaprosili w charakterze eksperta do TOK FM żeby
pogadać o książkach pod choinkę ale przecież ja się nie lubię chwalić.
Tak w ogóle to nie wiem co z tym blogiem dalej robić bo nie
ma weny, nie ma zacięcia, syndrom wypalenia i nie ma czasu bo innego pisania
jest po kokardkę – przecież jezdem teraz już w ogóle tylko dziennikarz w tej
mojej firmie co się miała rozpaść a się jeszcze siakoś trzyma i jeszcze naTemat
i jeszcze fejs.
No właśnie fejs przejął teraz taką funkcję bloga, tam teraz
piszę takie krótkie pierdółki z życia wzięte i inne takie. Więc ten fejs i ten
blog to jednak trochę takie dublowanie się jest.
Nie wiem, kurna nie wiem. Tyle
to już lat, zamykać też szkoda. Jeszcze myślałem, że po prawie trzech miechach absencji,
to już postawiliście na mnie krzyżyk i na Majkolsie jeno wiatr hula po pustych
kątach, a tam się okazuje (sprawdziłem se dopiero dziś statystyk), że najwierniejszy
elektorat ciągle zagląda i trwa – Abba Wam Ojcze! W związku z tym nawet i jest
mi głupio i się trochę czuję jak chuj złamany. Ale dalej nie wiem co z tym
Majkolsem. I kurwa jak ta baba (przepraszam wszystkie baby) wiszę nad nim i
lamentuje – olaboga co tu robić? I naprawdę nie wiem.
Póki co mam taki propozyszon, że jak ktoś ewentualnie chce
i się nie wstydzi, to niech mnie napisze na majkols@op.pl
że jest na fejsie i pod jakim namiarem, a ja wtedy odpiszę pod jakim jestem ja
(bo mnie pod nazwiskiem nie znajdziecie) i go zaproszę z przyjemnością, bo te
wierne Czytelniki to przecież nawet nie znajomi, to już prawie rodzina. I wtedy
taki Czytelnik będzie mógł mieć tego „fejsowego bloga” i dostęp do newsów o
Majkolsach na bieżąco.
A co do Majkolsa sensu stricto to nie wiem. Może zacznę
jeszcze coś pisać, może zamknę. Na pewno dam znać.
Za te trzy miechy pełnego milczenia szczerze przepraszam.
Można mnie w komentach spokojnie za to zjebać.
Nawet trzeba.
Subskrybuj:
Posty (Atom)