W
miniony weekend otworzyliśmy wreszcie, z wielką pompą – Hacjendowy Sezon
Grillowy. Pompa była taka, że chora Zu (znowu coś przywlekła z przedszkola)
zaraziła Tymianka, a ten pokazał, że ma gest i od razu zapodał 39,5 stopni
niejakiego Celcjusza. Z czachy mu
normalnie dymiło. Ale wcześniej dymił grill, a na grillu proszę szanownego
Państwa OP robił po raz pierwszy i na pewno nie ostatni – burgery. Właśnie
burgery, a nie żadne hamburgery. A ponieważ wyszły były smakowite otwieram nowy
cykl Grilluj z Majkolsem i zapodaję przepis:
Idziemy
na bazarek do mięsnego, do Pani Tereski, uderzamy z właścicielką w tradycyjną
gadkę bazarkowo-towarzyską, czyli zagajamy co tam słychać, jak leci etczetera,
uśmiechamy się czarująco do młodszej córki, na co ona oblewa się rumieńcem, po
czym jak już mamy obie Panie urobione, prosimy żeby nam Szefowa zmieliła jakiejś
dobrej świeżutkiej wołowiny. Pani Tereska proponuje pierwszą krzyżową. My się
zgadzamy i podkreślamy, że wierzymy Pani Teresce w kwestii wołowiny prawie jak
rodzonej Matce w kwestii wszelakiej. Na co Pani T. się śmieje i mówi, że ona to
chłopom źle nie radzi, jeden już dwadzieścia pięć lat się słucha i nie narzeka.
Na co mąż Pani Tereski wychyla się z zaplecza mówi – Udam, że nie słyszałem – i
wali toporem jakąś chabaninę, aż szpik tryska na ściany, a kurczaki rozkładają
udka. Bierzemy pół kilo mielonej, pierwszej krzyżowej, dziękujemy Pani Teresce,
mrugamy okiem do córki i spadamy na kwadrat.
Na
kwadracie do mielonego mięsa dodajemy drobniuteńko posiekaną czerwoną cebulę, jedno
jajo, łyżkę oregano, łyżeczkę ostrej papryki, trochę granulowanego czosnku i
sól. Chociaż jak ktoś nie jest skleroza i chodząca demencja jak OPe, to może
nie solić w tym momencie tylko podczas samego smażenia. Według śp. Macieja
Kuronia sól wyciąga wilgoć z wołowiny i jak ją dodamy wcześniej burgery nie
będą takie soczyste, ale to takie tam lekkie kulinarne zabobony. OP jest
skleroza i chodząca demencja więc posolił od razu, bo później na bank by
zapomniał, a burgery i tak wyszły były prima sort delikatesy!
Mieszamy
wszystko długo i namiętnie. Formujemy burgery i odstawiamy je do lodówki na
cirka ebałt godzinę, dwie. Przed wrzuceniem na grilla, smarujemy burgerosy
oliwą z oliwek. Smażymy bezpośrednio na ruszcie albo na aluminiowej tacce.
Przewracamy tylko raz. Usmażone wsadzamy w przygotowaną uprzednio ojczystą
kajzerkę pszenną pospolitą, na którą Żona nałożyła nam liść sałaty, plaster
pomidora, a drugą jej część posmarowała majonezem i keczupem. Składamy bułę i
szamiemy. Prostota, pięknota i smacznota. Soki z pierwszej krzyżowej tryskają,
keczup kapie na brodę, sałata sfruwa na spodenki, a buły z Maka się kryją.
Smacznego!
PS.
ŚLEDZĘ NA BIEŻĄCO, KOMENTUJĘ PORAZ PIERWSZY. BURGERY WYGLĄDAJĄ LUX- OBIECUJĘ WYPRUBOWAĆ PRZEPIS. ZAMYŚLONY KUCHARZ TEŻ WYGLĄDA SŁODKO...
OdpowiedzUsuńWiesz pewnie, że nic mnie tak nie cieszy jak "wyjście z szafy"! :) Witka i zapraszam częściej. Pozdro!
UsuńCzytam posta podczas śniadania ...i całe szczęście bowiem w przypadku czytania ,,na głodniaka,, ugryzłabym ekran ;-)
OdpowiedzUsuńno proszę, co zwykła buła z kotletem robi z ludźmi! ;)
UsuńGłóóóóóóóóóóóód!
OdpowiedzUsuńBy
Poważna sprawa!
Usuńfakt... lecę zrobić sobie kanapkę... ;)G.
OdpowiedzUsuńsmacznego!
UsuńJadłabym! Bardzo mocno bym jadła OPie! :)
OdpowiedzUsuń;))) fajnie to brzmi!
UsuńNo i weź się tu człowieku odchudzaj na lato!
OdpowiedzUsuńNie ma sensu. Ja tam na lato tyję, na razie kilogram ale nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa... ;)
Usuńłeeee...a już po tytule wniosłam,że Majkols zaprasza
OdpowiedzUsuń;)
Majkols zawsze zaprasza! U nas dom otwarty ;)
Usuńto jak u nas...oj obawiaj się teraz nalotu;)
Usuńja zwykle na wakacje zapraszam,trza się dzielić jak się mieszka nad zalewem:p
my się boimy tylko nalotów dywanowych, inne nas nie ruszają ;)
Usuńa teraz pochwal się jaki to zalew, bom ciekaw!
hahaha najprościej przy potomkach dywany zdjąć-wiem,co mówię;) A Zalew Sulejowski-wygoggluj sobie;))
UsuńNie muszę googlować, heloł! Swego czasu jako młodzik byłem ze trzy razy z rodzicami w Sulejowie w siakimś hotelu gdzie był basen! Wtedy super atrakcja. Ale gdzie to było zabij mnie nie pamiętam.
Usuńno,no proszę! Byłeś w hotelu w Klasztorze Cystersów;)
UsuńMieszkam jakieś 5 minut z buta od niego:))
Ojciec Prowadzący u Cystersów - to by się nawet zgadzało!
Usuńnie mogłaś wcześniej powiedzieć że tam mieszkasz? wpadł bym na kolędę! ;))
Już wiesz,więc czekam na przyszłą;p
UsuńJak by co to ja się piszę żeby podniecać ogień pod tymi burgerami i mogę również polecieć po pifo na ochotnika;p
OdpowiedzUsuńOd podniecania ognia to paradoksalnie jest jeno OP... ale po piffko możesz lecieć! ;))
Usuń