28 marca 2013

A o czym by innym, jak nie o chorobach i szpitalach!



Ten nowy rok to kuźwa przez tą 13 jakiś mega pechowy jest naprawdę i aż strach pomyśleć co to będzie dalej. Mijający właśnie pierwszy kwartał okazał się niestety kwartałem wyłącznie spod znaku chorób i szpitali oraz ogólnej tendencji do chujówki z przewagą kutasówki. Ale po (tfu!) kolei.
Na ten przykład nie dalej jak przedwczoraj wylądowałem proszę ja was niczym ten mitycznym dreamliner na łóżku szpitalnym Izby Przyjęć Szpitala przy Grenadierów. Ale tylko na jakieś 15-20 minut. Mniej więcej na tyle ile trwa przyjęcie pół litrowego drinka z czterech różnych leków rozcieńczonych roztworem soli fizjologicznej. Dożylnie. A to wszystko dlatego, że nie wiadomo przez co. 
W nocy się obudziłem czując jakby mi ktoś kichy wkręcił w wyżymaczkę. No to na klop, zrzut i dalejże parzyć miętę. Wypiłem. W bębnie się rozluźniło. Poszedłem spać. Rano bolało, ale znośnie. No to do Huty. W Hucie się rozkręciło. To doktor Google, bębna macanie, nogi zginanie i inne takie. Postawili my razem z doktorem G. szybką diagnozę, że to chyba wyrostek robaczkowy. A z wyrostkiem lepiej nie zwlekać. To z Huty szybkie dymando do ćpitala na Grenadierów. 
Tam jedyne 2,5 godziny czekania wśród tłumu chorych na zapalenie płuc emerytów z bębnem napierdzielającym już raczej srogo. I wreszcie przemiła, młoda pani dohtór, która mnie przepytała, wymacała (aż żem podskakiwał aczkolwiek nie powodowany miłosnymi uniesieniami a bólem) i zarządziła kroplówkę oraz badanie krwi i mociu. Na cito. To żem grzecznie nasiurał w takie małe wiaderko. Później milcząca acz w swym milczeniu sympatycznie ujmująca, starsza piguła z wąsami pobrała mnie w dwie bańki po mleku krwi, a w zamian podpięła kroplówkę i za stojaczkiem nań zaciągnęła mnie do łóżeczka. A jakie mają łóżećka na tych Grenadierów! Wygodne ja nie wiem, aż się nie chciało wstawać. 
W ogóle wszystko tam nówka sztuka, na wysoki połysk, sprzęt pikająco-migoczący prosto z katalogu, pachnie jak na łące, no miód-malyna – podobno dzięki EURO 2012 to wszystko takie piękne. Na coś się te patałachy z reprezentacji narodowej jednak przydają. No tylko żyć, bo przecież nie umierać. Chociaż po prawej za firaneczką miałem nastolatkę-pankówę z problemami z oddychaniem, która tak dziwnie charczała, a po lewej starowinkę co zasłabła była i nie wiadomo co z nią dalej, bo przewracała dziwnie oczami. 
Na szczęście kroplówa raz dwa zejszła. Wąsiata przyszła mnie odłączyć i zapytała czy mi gorzy i chcę dalej leżakować wśród ciężko chorych czy mi lepi i chce stąd spierdalać jak zdrowy. A że od razu mnie się lepi zrobiło, to powiedziałem grzecznie, że chętnie bym spierdolił. I spierdoliłem. 
Na poczekalnie. Tam sobie dreptałem w kółko dumnie prezentując wenflon emerytom i wysłuchiwałem kolejnych kłótni na linii pacjent-personel. Aż przyszła moja sympatyczna pani dohtór wzięła mnię na solo i powiedziała, że wyniki są niezłe, ale nie idealne, jakieś tam coś mam podwyższone, jakiś lekki stan zapalny i w ogóle to nie wiadomo do końca, co to i może nawet rzeczywiście wyrostek się rozkręca robaczkowy, choć z macania to jej wyszło, że nie, ale różne bywają te wyrostki, powiedziała.  Na stół na razie nie ma się po co kłaść, dodała.
Po czym zaproponowała mnie następujący dil. Jeszcze jedna kroplóweczka jak mnie boly i do domu albo od razu do domu, tylko mam przyrzec na głowy swoich dzieci, że jak mnie bębenek znowu zacznie ostro napiżdżać, to mam tu wracać w trymiga nawet w nocy. No to wybrałem drugą wersję, klękłem byłem na kolanko, paluszki dwa w górze, ślubowanko i już wyciągać mnie ten kranik z łapy - mówię. Piguła podkręcając wąsa wenflonik mi wyjęła. Pani dohtur zapisała leki, nakazała dietę kleikową, jeszcze raz przypomniała o przysiędze, pa, pa i już mnie nie było.
Dwa dni mijają i sobie myślę, że chyba mnie przejszło…

PS. Odpukać w niemalowane!

8 komentarzy:

  1. Lord_Vader_zrt28 marca 2013 21:21

    Hipochondryk. Chyba, że liczyłeś po cichu na spotkanie z młodą dohtorową - wtedy to co innego ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomówienie! Przecież ja się boję lekarzy, szpitali itd. chodzę jak już muszę..

    OdpowiedzUsuń
  3. I tej wersji się trzymajmy...:) zdrowych i miłych świąt... tylko kto zamówił białe święta... pogięło go czy jak...;)Gaja

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybaczże mi, ale podśmiechiwałam się przy opisie ćpitala.;)
    Zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrowia! I jak to mowio u nas... jingle eggs, jingle eggs ;-)

    OdpowiedzUsuń