7 sierpnia 2012

Oksa Skansen Resort

Jezdem aktualnie po morderczym weekendzie z Drużyną A. Dopiero dziś doszedłem byłem do się. A było to tak…
Swego czasu friend mój serdeczny Misiek z Hiszpanii miał pomysła, żebyśmy się spotkali na weekend w jakimś „wakacyjnym kurorcie” w okolicach Gosiewa, jak oni będą akurat z gospodarską wizytą w Polszy. I tak zrobilim. Za „wakacyjny kurort” robił „ośrodek wypoczynkowy” w Oksie, do którego jeździliśmy kiedyś jakoś dzieci, tudzież późne podlotki. „Ośrodek”, który czasy swej świetności przeżywał gdzieś w okresie panowania króla Edwarda Gierka, a od tamtego czasu nie za wiele się w nim zmieniło. Tata Marek, który przyjechał jednego wieczoru w odwiedziny rzekł był nawet – „Ale skansen! Mieszkacie w skansenie. Powinniście mieć skóry i maczugi!” Ale nam to zbytnio nie przeszkadzało – co tam miejsce, ważne towarzystwo. A to było przednie, od piątku do niedzieli przez Oksę przewinęli się: rodzina Dudixów, Bosska Dags,  Ilona + Bartuś, Azylia z Dominikiem, Czołgista z Moniką, Jerry, Tata Marek oraz stali rezydenci czyli matka chrzestna blogaska Matylda, rodzina Miśków i rodzina Majkolsów.

Trochę się działo.

Niezwykle miło spędziliśmy czas. To po pierwsze i najważniejsze. Z dziećmi i ze sobą nawzajem. Tak jak to kiedyś bywało, za czasów kiedy jeszcze nie mieliśmy latorośli, nie rozjechaliśmy się po całym świecie i kiedy w ogóle mieliśmy więcej czasu.
Poza tym było wesoło – ale to wiadomo, z Drużyną A zawsze jest wesoło.
Poza tym wybawiliśmy się z dzieciakami na lądzie i we wodzie (zwłaszcza) – Zu była już lekko sinawa, ale krzyczała że jeszcze!
Poza tym nagadaliśmy się po pachy.
Poza tym nagrillowaliśmy się po migdałki - jadłospis na te trzy dni był stały: dla dzieci na pierwsze krupnik (Zofia ugotowała całe wiadro) na drugie dla wszystkich coś z grilla. Krupnik-grill, krupnik-grill, krupnik-grill. Do wyrzygania. A dookoła skansen. Ale nikt się nie skarżył.
Poza tym nagraliśmy się w Dixita (jakiś miesiąc temu OP zakupił tą planszówkę zafascynowany jej zajebistością – polecam wszystkim, kapitalna gra http://www.planszomania.pl/rodzinne/1713/Dixit.html) Pierwszego wieczoru Misiek (Biały Króliczek) nie miał sobie równych, natomiast wieczoru drugiego rzutem na taśmę zwycięzcą został OP (Różowy Króliczek).
Poza tym opiliśmy się bursztynów jak bąki – zwłaszcza Misiek z OPem. A wyniki padały mistrzowskie!
Poza tym wspomniani wyżej piwosze w okolicach godziny drugiej w nocy chadzali codziennie zażywać kąpieli w Oksowym akwenie. Czujecie powagę i zajebistość tej chwili: cisza jak makiem, noc, las, woda, zacnie świeci łysy, a ty kąpiesz się nago jak cię Pon Bócek stworzył w cieplutkiej wodzie. Wrrrrr! A zaraz potem obowiązkowa piana, oficjalne podsumowanie dnia i w okolicach trzeciej rano sru na kojo.

No i w ogóle i w szczególe było zajefajnie. Tyle tylko że intensywnie pod każdym kątem i OP wczoraj był bliski zejścia, a nawet na kilka sekund zasnął w Hucie za biurkiem! No główka sama poleciała...

A na koniec - gag wyjazdu. Matka chrzestna blogaska Matylda pierwszej nocy poszła była, po zaciekłej grze w Dixita spać do swojego domku, po czym niespodziewanie wróciła za jakieś dziesięć minut i z rozbrajającym uśmiechem rzekła, pokazując na swe wypasione kalosze: „Niestety ale sama to ja tych kaloszków nie zdejmę” Okazało się, że... zassało jej nogi! 
Jak już się porządnie wyśmialiśmy, to OP nie bez problemów kaloszki z Matyldy w końcu ściągnął.

9 komentarzy:

  1. O, jak miło spotkać kolejnego fana Dixita - tu zaciekła fanka, Zielony Króliczek. My zawsze jeszcze - już po odkryciu kart i po punktacji, opowiadamy krótko, czemu wybraliśmy akurat tę kartę. No niestety, ja jestem chyba zbyt kontrowersyjna, bo mój Zielony Króliczek rzadko wychodzi poza pierwszy zakręt planszy... . Majkols, na takie grupowe spotkania, to jeszcze polecam "Czarne historie". O matusiu, co my się zawsze nakłócimy przy tym, nawydzieramy ryjów, nasiedzimy przy ognisku do rana, bo TRZEBA historię rozwikłać... . Pozdrawiam. Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My w sumie też opowiadaliśmy dlaczego akurat ta karta ale to nie było obowiązkowe, a te "Czarne historie" to wiem o co chodzi, czytałem o tej grze. Póki co "Dixit" i "Uciekające żółwie" dla Zu! ;) Pozdro!

      Usuń
  2. No i fajosko że fajosko :-)

    A Dixit to jest taka śmieszna gra bo wszyscy myślą, że zupełnie nielogiczna a jest cholernie logiczna (tylko tak inaczej). Ale jest dobra bo jeszcze nie spotkałem towarzystwa żebym nie wygrał :-P Ale przez to stała się mnie śmiertelnie nudną :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, to ten inny rodzaj logiki :) a co do nudy - karty nowe dokupiłeś?

      Usuń
    2. A gdzie tam - nawet podstawowych nie mam. Zawsze jadę na cudzesach. Za to jako wkład w grę przynoszę wino, zakąski i tego typu pierdoły :)

      Usuń
  3. W Dixicie, szczególnie, jeśli gra się z dziećmi, to warto właśnie pobawić się w ten wariant, kiedy narrator musi opowiedzieć historyjkę, a nie tylko wyraz czy zdanie... . Kurka, dla Zu by fajna była taka gra na spostrzegawczość, co to ja jej nazwy nie pamiętam teraz, ale mam na działce i podam nazwę potem (to żem była pomocna - nie ma co). A "Czarne historie" autentycznie są dobre, rozwijają myślenie lateralne i właśnie jakąś taką dociekliwość. Zresztą prawda jest taka, że w doborowym towarzystwie to nawet zwykła zabawa w "głuchy telefon" może zająć cały wieczór...:). Ola - fanka gier towarzysko-planszowych pozdrawia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mateńko, przepraszam, że tyle gadam o tych grach, ale mi się ta nazwa przypomniała... DOBBLE:). Ola

      Usuń
  4. Zaraz obczajkę zrobię co to za gra,bo tylko ze słyszenia znam:)
    Remedios

    OdpowiedzUsuń
  5. Gumiaki zassało... wszyscy na ssaniu to gumiakom się dziwisz...:) G.

    OdpowiedzUsuń